The West Highland Way
Minęły setki szarych dni, obudziła się w nas tęsknota za trasą, nieprzewidywalnością zdarzeń, prostym życiem wypełnionym kilometrami marszu, winem i wieczornymi rozmowami z nieznajomymi na szlaku. Daleko temu pragnieniu do wielkich życiowych rewolucji, mimo tego bez marzeń o podróżach nie umiemy już funkcjonować. Nim rozpocznie się sezon przydługich wieczorów pełnych niepokoju, samotności i przyjemnego smutku trzeba było jeszcze raz spakować plecak, kupić bilet i spróbować nagromadzić zapas wspomnień na chłodne, jesienne dni. Idąc za namową Włóczykija, zrobiłyśmy to co podyktowała nam niecierpliwość serca:
Któregoś wczesnego ranka w Dolinie Muminków Włóczykij obudził się w swoim namiocie i poczuł, że nadeszła jesień i czas ruszać w drogę. Taki wymarsz zawsze jest nagły. W jednej chwili wszystko się zmienia, temu, kto odchodzi, zależy na każdej minucie, szybko wyciąga namiotowe śledzie i gasi żar, zanim ktokolwiek przyjdzie przeszkadzać i wypytywać, i zaczyna biec, w biegu zarzucając plecak, i wreszcie jest już w drodze, raptem spokojny niczym wędrujące drzewo, na którym nie rusza się ani jeden liść. Tam gdzie stał namiot, świeci pusty prostokąt trawy. Później, kiedy zrobi się dzień, zbudzą się przyjaciele i powiedzą:„Odszedł, widać jesień się zbliża”.
Wrzesień to idealny czas na wyprawy. Mniej ludzi, żaru, przepychanek na szlaku, więcej nostalgii, spokoju i kontemplacji. The West Highland Way w zamyśle miał być niejako trochę spacerem z plecakiem… chciałyśmy odpocząć i tak po babsku nagadać się do woli. Szlak z Milngavie do Fort William to 154km ścieżki dla średniozaawansowanych piechurów, zaryzykowałabym stwierdzenie – bardziej między górami niż po górach. Pogoda nas nie rozpieszczała. Niby wiedziałyśmy, że Szkocja to synonim słowa deszcz ale uparcie chciałyśmy wierzyć, że naszymi wyobrażeniami zaczarujemy rzeczywistość. Udało się proporcjonalnie 3 dziewczyny = 3 dni słońca. Między Milngavie a Inverarnan ścieżka biegnie wzdłuż jeziora Loch Lomond i jest to odcinek moim zdaniem absolutnie magiczny. Część II z Tyndrum do Fort William zrobiłyśmy w ekspresowym tempie, próbując łączyć tyle odcinków ile się da. Lało dzień i noc. Wszystkie kurtki, namioty, peleryny przegrały z kretesem. Nie ukrywam, że gdyby nie zapasy wina na szlaku umarłybyśmy z rozpaczy. Mogłyśmy przerwać i zaszyć się w hotelu. Ale jesteśmy twarde, tak? Parafrazując tytuł popularnego filmu rzekłabym „To nie jest kraj dla słabych kobiet”, ale w obecnym momencie takie wyrażenie w naszym kraju znaczy o milion słów więcej niż kilka miesięcy temu.
Nie mam zwyczaju przedstawiać swoich porażek jako sukcesów toteż oceniam pod względem trudności oraz atrakcyjności krajobrazu The West Highland Way na ** z *****. Dla nas to była jak zwykle świetna zabawa ale tylko dlatego, że kochamy cynicznie naśmiewać się z naszych niepowodzeń i zjadłyśmy razem beczkę soli. Następny kierunek który obierzemy na wyprawę będzie chyba bardziej uwzględniał rzeczywiste warunki, a nie tylko nasze myślenie życzeniowe. (To taka mini rada, dla wszystkich bujających w obłokach romantyczek;)
Honesty Box
Absolutnie wszystkie napotkane na szlaku chwytały nas za serce. M. piła lemoniadę, ja jadłam banany, a K. klasycznie nie poszła dalej dopóki nie sprawdziła jakości wszystkich ciastek 😉
Edynburg i Glasgow
o rety! Twój komentarz znaczy dla mnie strasznie dużo!
poetyckie i magiczne krajobrazy na Twoich pięknych zdjęciach…
pozostaję fanką! 🙂